„Nad wszystkim, co robię, muszę mieć całkowitą kontrolę. Dlatego moje kostiumy projektuję sam. Jeżeli już miałbym przejmować się czyimiś opiniami i sugestiami, wolałbym słuchać dzieci, ponieważ nie są one profesjonalistami. Co do całej reszty – sam najlepiej wiem, co jest dla mnie dobre.”
11 stycznia 2016 roku na facebookowym profilu Ralpha Kaminskiego pojawiło się zdjęcie przedstawiające Davida Bowiego z czasów płyty “Aladdin Sane” – ubranego w czarny strój kosmicznego samuraja z namalowanym na czole lśniąco złotym kołem z czerwoną obwódką. Ralph wrzucił tę fotografię dzień po niespodziewanej śmierci Bowiego. Był to przede wszystkim hołd dla wybitnego artysty, ale być może również – mniej lub bardziej świadoma – zapowiedź, czego można się spodziewać po młodym twórcy. Takim, który chce wejść ze swoją autorską wizją na polski rynek muzyczny i nie utonąć w banalności.
„Najlepszymi przykładami kreacji scenicznej są dla mnie David Bowie, Mick Jagger, Freddie Mercury. (…) Przede wszystkim Bowie – każda nowa płyta to inny wizerunek, inna postać. Dla mnie to inspiracja, ale i moje zmiany wizerunku wychodzą ze mnie – moje alter ego. Jestem taki, jakim chciałbym być na scenie. Ma to być równocześnie intrygujące, niewygodne, czasami może niesmaczne i dziwne dla widza. Taka według mnie powinna być sztuka.”
Ralphowe eksperymenty z makijażem scenicznym pojawiły się już podczas występów na FAMIE 2015. Z czasem złote koło na czole ewoluowało w brokatową literę V, cekinowe łzy czy rozsypane po twarzy gwiazdki. Przy kolejnym albumie doszły sukienki, pomalowane paznokcie oraz topos gwiezdnego przybysza, który na planecie Jasło czuje się równie wyobcowany niczym Major Tom w pozaziemskiej przestrzeni. Dzięki temu androgynicznemu wizerunkowi słowa piosenek Kaminskiego mogły wybrzmieć w zupełnie innych kontekstach niż te, do którego są przyzwyczajeni polscy odbiorcy głównego nurtu muzycznego. Echa sesji okładkowych autorstwa Masayoshiego Sukity pojawiają się z kolei w materiałach promocyjnych albumu “Bal u Rafała”, a także po zakończeniu tego projektu. Nota bene ich autor Dawid Grzelak współpracuje z Ralphem od lat (od sesji do magazunu „i-D Polska, 2017) – podobnie jak niegdyś Sukita i Bowie.
Kaminski co prawda niezbyt często śpiewa utwory Bowiego: w czasach debiutanckiego albumu był to “Heroes”, zaś w erze “Młodości – “Space Oddity”, jednakże w swoich autorskich audycjach radiowych regularnie wraca do jego muzyki. Wziął nawet udział w podcaście swojej macierzystej rozgłośni pt. “Historia pewnego spaceru”, dotyczącym na wpół mitycznego wydarzenia, jakim była przechadzka Bowiego po warszawskim Żoliborzu (był lektorem polskiego tłumaczenia wypowiedzi artysty).
Najważniejszym jednak punktem stycznym w konstelacji Bowie-Ralph jest pojmowanie własnej twórczości jako czegoś interdyscyplinarnego i kompletnego. Kto choć bliżej przyjrzał się działalności artystycznej Kaminskiego, zobaczy w nim nie tylko kompozytora i autora tekstów piosenek, aranżera i producenta własnych płyt, ale także kreatora swojego scenicznego wizerunku (czy wizerunków), koncertów-spektakli, teledysków (także innych artystów) czy wreszcie aktora. Twórcę, podobnie jak Bowie, chodzącego własnymi drogami i nie szukającego masowego poklasku.
„Nie jestem tu po to, żeby zadowolić wszystkich, tylko po to, żeby dawać najlepszą — w moim odczuciu — rozrywkę, nagrywać dobre płyty i przede wszystkim działać w zgodzie ze sobą. A czy to się spodoba i czy ktoś przyjdzie na koncert, to już nie zależy ode mnie.”
Sam Kamiński wzdryga się od porównań do innych artystów, które są dla niego objawem kompleksów wobec zachodniej muzyki. I ciężko nie przyznać mu w tym racji. Więcej – ciągłe zestawianie muzyki polskiej i zagranicznej urosło w naszej rodzimej krytyce muzycznej do rangi sportu, który z jednej strony ma pokazywać erudycję oceniającego, a z drugiej – wskazać ocenianemu jego miejsce w szeregu. “Ale to już było” – zdaje się krzyczeć utajony, wewnętrzny głos jakby nieco zapominając, że ponowoczesność, w której żyjemy, rządzi się zupełnie innymi prawami, zaś cytat rzucony w odmienny kontekst może dawać twórczy efekt.
Bowie to jednak ktoś więcej niż tylko wzorzec do uszycia samego siebie. Między nim a Ralphem zachodzi dość ciekawa zbieżność w przyjęciu przez większą część polskiej publiczności. Na ironię zakrawa, że autor “Ziggy’ego Stardusta” ma w Warszawie bardzo piękny, upamiętniający go mural, podczas gdy w 1997 roku jego jedyny planowany w Polsce koncert został odwołany z powodu… braku chętnych. Widać podziw i niezrozumienie potrafią razem chodzić w parze. Ralph jest jednak w tym o oczko do przodu od Davida: doczekał się swojego portretu w przestrzeni publicznej za życia.
źródła:
https://zwierciadlo.pl/spotkania/361048,1,david-bowie–jak-zrobic-ze-swojego-zycia-dzielo-sztuki.read
https://www.snapgalleries.com/portfolio-items/david-bowie-by-masayoshi-sukita/
https://www.redbull.com/pl-pl/ralph-kaminski-to-zmienilo-moje-zycie
https://www.empik.com/pasje/wymysle-cos-nowego-rozmowa-z-ralphem-kaminskim,109632,a